wtorek, 27 października 2015

Drugie życie błękitnej "Damy"

   
    Kto śledził ostatnio profil MetamorfOli na Facebooku czy Instagramie ten wie, że ostatnimi czasy często wspominałam o nowym projekcie. Muszę przyznać, że pochłonął mnóstwo czasu i mojej cierpliwości, ale wiecie co? Było Warto! Zatem przedstawiam Wam: Rower.. Dobrze przeczytaliście: Stary błękitny rower. Historia nie jest długa, ale ciekawa. Klientka zwróciła się do mnie z prośbą o stworzenie kwietnika. Od razu pomyślałam, że nie ma sprawy.. błahostka. W drugim zaś zdaniu dodała, że ma to być kwietnik stworzony właśnie z roweru. Nie powiem, bo w danym momencie pomyślałam o kilku rzeczach na raz, np. Jak? Po co?, a później: Dlaczego sama wcześniej nie wpadłam na ten pomysł?! Okazało się, że 'kwietnikowy rower' ma być prezentem. Po uzgodnieniu wszystkich spraw zabrałam się do pracy.. 

Pokażę Wam może najpierw jak wyglądał. Hmm stary, brudny, obtarty, ale miał pewien urok, sama nie wiem.. może przez to, że był błękitny? ...


   Z góry przepraszam za jakość zdjęć, ale byłam zmuszona przenieść się na jakiś czas z błękitną strzałą do piwnicy, a tam wiadomo.. słoneczko raczej nie świeciło :) To jak Wam się podoba? Ładna damka, prawda?
    
    Dosyć gadaniny, zabieramy się za robotę. W pierwszej kolejności rower został rozebrany na części pierwsze. To za sprawą męża. Nie chcielibyście widzieć jego miny jak powiedziałam, że nie trzeba rozbierać i pomaluje w całości tak jak jest.. Tak więc rama roweru wyglądała jak na zdjęciu poniżej, dodam tylko, że została potraktowana szlifierką, a tam gdzie dojścia nie było to oczywiście ręcznie papierem ściernym.


    Jak już rama została wyszlifowana, wyczyszczona i oczywiście odtłuszczona w miejscach, gdzie była możliwość zetknięcia się ze smarem, czy innymi substancjami, zabrałam się za pozostałe części damki. 

    Wyglądało to mniej więcej tak, że brałam rowerową część, powiedzmy np. koło i czyściłam papierem ściernym, następnie mocniejszym środkiem przecierałam.. szprycha po szprysze, śrubka po śrubce, rurka po rurce... Pracochłonne bardzo, ale jak chce się uzyskać pełen efekt to trzeba zakasać rękawy, usiąść, włączyć radio i po prostu to robić :)

Zdjęcia zrobione przed czyszczeniem... Sami widzicie... wszechogarniająca RDZA! (nawet pajęczynka pod siodełkiem się załapała :)



    Po generalnym szlifowaniu i czyszczeniu, zabrałam się za malowanie. I teraz ważna kwestia: Rower będzie prawdopodobnie stał w ogrodzie, więc należy uwzględnić warunki atmosferyczne i zastosować odpowiednią farbę. W tym przypadku wybrałam bezkonkurencyjną szybkoschnącą gruntoemalię na rdzę. Schnie naprawdę szybko, kryje idealnie i jest odporna na warunki atmosferyczne. Ach no i jest dostępna w wielu, różnych wersjach kolorystycznych. Oczywiście wybrałam biały połysk :) Jedynym minusem jest jej zapach.. ale to chyba wiadomo. Do malowania każdego elementu używałam pędzelka do emalii. 




    Zeszło troszkę czasu na pomalowanie każdego elementu, nie obeszło się też bez małych wpadek, typu: przyklejenie pedała do stołu, bo przecież wysechł już dawno.. Nie.. nie wysechł.. był świeżo pomalowany, to ja po prostu pomyliłam strony, pedała również :) Oj nie oszukujmy się, nikt nie jest idealny i takie rzeczy się zdarzają. W momencie, gdy każda część była pomalowana, wyglądało to mniej więcej tak: 



    Tak naprawdę pozostawiono mi wolną rękę, tak jak lubię.. ach ta moja inwencja twórcza :) Na samym początku wyszłam z założenia, że jak rower ma być biały, to ma być biały. Jak wszystko - to wszystko. Może Was to troszkę zdziwi ale dosłownie każdy element roweru jest biały; na wierzchu, wewnątrz, pod spodem.. gdzie się da. Także opony nie mogły być inne jak tylko białe. Na szczęście farba do metalu genialnie kryje gumę.. Szacun! Z wiadomych względów opony i łańcuch zostały zamontowane i pomalowane dopiero na końcu. Jak wyschły, zaczęło się składanie "kwietnika". 
    
    Nie trzymam Was już w niepewności, bo pewnie jesteście ciekawi efektu końcowego. Dodam tylko, że koszyki również zostały pomalowane tą samą farbą, żeby nie było niespodzianki jak spadnie letni deszczyk :)

Oto nowe życie błękitnej damy w całej okazałości:














Piękna ozdoba ogrodu i nie tylko.. Jeśli ktoś ma troszkę miejsca w domu, to podsuwam taki pomysł :)




    Na podsumowanie chciałabym podzielić się z Wami definicją upcyklingu, ponieważ na pewno każdy z Was miał z tym styczność, lecz niekoniecznie o tym wiedział.

Upcykling – forma przetwarzania wtórnego odpadów, w wyniku którego powstają produkty o wartości wyższej niż przetwarzane surowce. Proces ten pozwala zmniejszyć zarówno ilość odpadów, jak i ilość materiałów wykorzystywanych w produkcji pierwotnej.

Widzicie? Upcykling jest wszędzie!

    Nawiązując do tematyki rowerów oraz upcyklingu, mam dla Was jeszcze parę przykładów na zastosowanie roweru, albo jego części do stworzenia cudownych przedmiotów.. Ja się w nich zakochałam a Wy? 







źródło


   Mam nadzieję, że troszkę Was zainspirowałam i otrzymaliście dawkę energii, aby stworzyć swoje małe dzieło sztuki:) Nie ma na co czekać.. do dzieła! 

Trzymajcie się cieplutko! :)




piątek, 23 października 2015

Nie taki mebel straszny, jak go malują! Czyli pierwsze kroki blondynki po meblarskim gruncie..


Witajcie! 

    Jak przystało na zasady savoir vivre.. najpierw się przywitam. Mam na imię Ola, lat 24, stan cywilny: zakochana mężatka, 2 psy, dom, ogród i cudowna rodzina. Tak wiem, mam wielkie szczęście w życiu.. Kiedyś pewna mądra kobieta przekazała mi cenną uwagę, którą pamiętam do dziś. Brzmiała ona mniej więcej tak: 
Jeżeli wmawiasz sobie, że Twoje życie nie ma sensu i wiecznie masz pecha.. to tak faktycznie jest. Jeśli zaś powtarzasz sobie i wierzysz zarazem, że jesteś szczęśliwa, w czepku urodzona i że zawsze wszystko idzie po Twojej myśli.. to tak też faktycznie się dzieję. Taka wewnętrzna siła perswazji.
    Staram się w swoim życiu do tego stosować. Bo przecież na co mam narzekać? Gdybym nie miała szczęścia, nie dotarłabym do tego miejsca, w którym obecnie jestem i nie miałabym tego co mam... 

    Moją przygodę z renowacją i upcyclingiem mebli rozpoczęłam już jako mała dziewczynka. Wiadomo, że piastowałam wtedy stanowisko "pomagiera mojej Mamci", ale uwierzcie mi na słowo, że to wszystko siedziało we mnie przez tyle lat.. gdzieś, kiedyś, zasiane ziarno i odrzucone w kąt. Nie powiem, bo minęło szmat czasu, zanim z powrotem znalazłam to ziarenko i zaczęłam je pielęgnować na nowo. "Na poważnie" MetamorfOli stworzyłam w sierpniu bieżącego roku, wcześniej coś tam majsterkowałam, ale nie brałam tego na serio. Nazwa to nic innego jak złączone w jedno "Metamorfozy Oli". Z wykształcenia jestem inżynierem ochrony środowiska, więc recycling i upcycling nie są mi obce. Tak naprawdę, nie wiedziałam co robić po studiach.. i tutaj bla bla bla bo znowu się rozpiszę (już tak mam), chciałam tylko napisać, że robiłam dużo rzeczy po studiach, ale czułam za każdym razem, że to nie to. Założenie MetamorfOli było moją najlepszą decyzją podjętą w życiu, to moje dziecko, które pochłonęło mnie całkowicie... Uwielbiam robić to co robię, sprawia mi to ogromną frajdę i satysfakcję.

To chyba tyle o mnie. 




    Nie wiem jak potoczą się losy tego bloga, bo jestem kompletnym blogowym laikiem, ale walczę i się nie poddaję! Przede wszystkim chciałabym podzielić się z Wami pomysłami, inspiracjami i instrukcjami na temat renowacji mebli, dawania im drugiego życia oraz tworzenia czegoś .. z niczego :) Jestem wielbicielką DIY, także postaram się was obficie obdarować tutorialami! 

Wszelkie propozycję, komentarze, pomoc i wskazówki dotyczące bloga będą mile widziane, bo tak jak wspomniałam.. laik ze mnie totalny!

Kto przeczytał do końca, temu bardzo dziekuję za poświęcony czas i zapraszam ponownie!
Trzymajcie się cieplutko :)